I dlatego Jego odejście w smutny sposób jednak nas zaskoczyło.
I pewnie nie tylko nas.
Bo Franek był człowiekiem który przez całe życie był w biegu - działał, organizował, pomagał, wspierał. Wiedzą o tym i ci, którzy średzkim sportem się interesowali, i ci, których ścieżki raczej nie prowadziły ku średzkim stadionom i okolicznym wiejskim boiskom, na których właśnie dzięki Niemu tyle się działo.
Poznaliśmy się przed niemal dwudziestu laty za sprawą innego giganta spraw sportowych, wrocławskiego dziennikarza i naszego ówczesnego, redakcyjnego kolegi śp. Irka Maciasia. Planowaliśmy wtedy wprowadzenie na rynek średzki kolejnej naszej bezpłatnej gazety. Szukaliśmy kontaktów. Irek zwrócił się do Franka, który był bohaterem kilku jego wcześniejszych tekstów. Nie musieliśmy Go długo przekonywać. Warunek był tylko jeden – „ale macie pisać o naszym, lokalnym sporcie”. Franek zgodził się pomóc i… tak już zostało. Gazeta powstała. I teraz, niestety, musi Franka jakoś pożegnać. Łatwe to nie jest…
Franek był przyjacielem ludzi, przyjacielem sportu i został także naszym. Traktujemy to jako wyróżnienie.
Teraz, kiedy Go wspominamy, ku naszemu zaskoczeniu, zdaliśmy sobie sprawę z tego, że nikt z nas właściwie nie widział Franka poważnego, czy smutnego. On właściwie zawsze się uśmiechał.
I właśnie takiego Go zapamiętamy.
Przyjaciele z redakcji „Expressu Średzkiego”