Oglądając dzisiaj choćby zekranizowaną przed wielu laty „Wielką ucieczkę” z niezapomnianym Steve McQueenem warto pamiętać, że ta, w sposób niemal przygodowy przedstawiona historia naprawdę wydarzyła się w odległości zaledwie kilkudziesięciu kilometrów od Bolesławca. Co więcej - jedna z wsi naszego powiatu – Parowa – to także miejsce krótkiego przetrzymywania kilku wycieńczonych, przemarzniętych zbiegów. Schwytano ich właśnie w okolicy dawnego, wtedy niemieckiego Tiefenfurthu.
Ówczesny wiejski areszt, gdzie trafili pojmani lotnicy, już od dawna nie istnieje, ale na opustoszałym skwerze stoi obecnie głaz-pomnik, przypominający o zdarzeniach sprzed lat. Monument powstał z inicjatywy władz i całej społeczności gminy Osiecznica.
Zarówno w drążeniu podziemnej drogi do wolności, jak i samej ucieczce wykopanym tunelem „Harry”, brali udział również polscy lotnicy. Niestety – tragicznym okazał się końcowy bilans tego bohaterskiego przedsięwzięcia, tylko trzech z siedemdziesięciu sześciu zbiegów ostatecznie uszło zakrojonej na niespotykaną skalę niemieckiej obławie. Pięćdziesięciu z nich zamordowano na polecenie samego Hitlera.
Barbarzyństwo wobec pojmanych lotników po wojnie rozpatrywał specjalny sąd. Zabicie każdego bezbronnego jeńca, zatrzymanego w trakcie pogoni, jest nie tylko przestępstwem, ale także skrajnie haniebnym czynem – dlatego też proces oprawców winnych zgładzenia uciekinierów ze Stalagu Luft III był nagłośniony i komentowany przez ówczesne, alianckie publikatory. Śmierć tych pięćdziesięciu, najczęściej młodych ludzi - to straszna zbrodnia!
Trudno jednak w tym kontekście nie dostrzec, iż zamordowanie tysięcy polskich oficerów w Katyniu oraz innych sowieckich miejscach kaźni nie doczekało się podobnego, publicznego osądzenia i ukarania winnych. Na przeszkodzie stanęły bowiem powojenne kalkulacje polityczne zwycięskich „sojuszników” Polski i ich odrażające krętactwa, oficjalnie skrywające przez lata prawdę o tamtych mordach.
Funkcję niemieckiego komendanta Stalagu Luft III od 1 czerwca 1942 roku pełnił urodzony w grudniu 1880 roku w Kłodzku Friedrich-Wilhelm von Lindeiner, oficer pochodzący ze zubożałej rodziny arystokratycznej. Posiadał gruntowne wykształcenie, władał też biegle kilkoma językami.
Według powojennych opinii, wyrażanych przez byłych jeńców, w trakcie regularnych wizytacji placówki nigdy nie podnosił on głosu, a nawet bywał uprzejmy i delikatny - chociaż potrafił też wpadać w gwałtowny gniew. Jeden z angielskich lotników, przesłuchiwanych jako świadek w procesie zabójców schwytanych uciekinierów, stwierdził wręcz, że chociaż żaden komendant obozu jenieckiego nie może być dobry dla zniewolonych żołnierzy wroga, to - jego zdaniem - von Lindeiner stanowił pod tym względem pozytywny wyjątek – a jego stosunek do jeńców Polaków w zauważalny sposób cechowała życzliwość.
Do Stalagu Luft III przysłano w pewnym okresie także blisko trzystu jeńców rosyjskich, skierowanych do prac remontowych i porządkowych. Ludzi tych wcześniej doprowadzono w pobliskim Świętoszowie do skrajnego wyczerpania, wszyscy byli straszliwie wychudzeni, a ich odzież zastępowały resztki zniszczonych mundurów. Lindeiner zażądał od swoich lekarzy szczegółowego zbadania owych nieszczęśników, po czym na podstawie medycznej opinii nakazał przywozić z pobliskiej rzeźni krew i przyrządzać na niej dla Rosjan zupy z dodatkiem pokrzyw i świeżych pędów sosen. Do Berlina potajemnie doniesiono, że komendant wykazuje zbyt wiele troski o zdrowie wrogów III Rzeszy. Ci zresztą po kuracji wyraźnie odżyli…
Być może to dzięki takiej jego postawie po wojnie okazało się, że w podległej mu placówce w trakcie blisko dwóch lat więźniowie dokonali ponad ćwierć tysiąca nielegalnych prób opuszczenia obozu, z czego blisko sto polegało na drążeniu tuneli. Po ujawnieniu wielkiej ucieczki siedemdziesięciu sześciu lotników alianckich III Rzeszę ogarnęło szaleństwo odwetu.
26 marca Lindeiner został karnie usunięty ze stanowiska i bezzwłocznie wytoczono mu proces. Aresztowany, sześćdziesięcioczteroletni wówczas komendant doznał ataku serca. Ponoć w czasie narady u Hitlera Heinrich Himmler miał z satysfakcją powiedzieć, że po czterech latach tropienia Lindeinera wreszcie go dopadł.
Ostatecznie jednak zdegradowany komendant przeżył wojnę. Po jego śmierci, w 1963 roku były jeniec Stalagu Luft III, podpułkownik Harry Day w swoim wspomnieniu napisał, że „chociaż był on wrogiem, to jednak człowiekiem i oficerem w najlepszym tego słowa znaczeniu."
Friedrich-Wilhelm von Lindeiner zmarł 22 maja 1963 roku w wieku 82 lat we Frankfurcie nad Menem.