Ale na licznych, zapomnianych mogiłach osób, nie mających już nikogo bliskiego, mogącego zadbać o opuszczony grób - jedynie chwasty i opadłe z pobliskich drzew liście stanowią dekorację, litościwie skrywającą rozmyte kopczyki z resztkami połamanych, zbutwiałych krzyży. Te są zresztą po upływie „stosownego” czasu bezceremonialnie usuwane, a tak „opróżnione” miejsca przyjmują kolejnych zmarłych …
Świat to w istocie wielka nekropolia. Jesteśmy tu tylko krótko bawiącymi gośćmi, o czym część z nas usiłuje nie pamiętać, wypierając konieczną chwilę zadumy hałaśliwymi, infantylnymi „hallowinami’, które do polskiej tradycji i wielowiekowych zwyczajów mają się jak pięść do nosa.
Na szczęście o tych, którzy oddawali życie za wolność naszej Ojczyzny, Polski, nadal jeszcze myślimy z szacunkiem i serdecznością. Ich groby są uświęconymi celami narodowych pielgrzymek ludzi w różnym wieku, pragnących uhonorować pamięć Poległych Bohaterów. Tysiące ich leżą także poza granicami kraju na wielkich, wojennych nekropoliach – ale nierzadko także w zapomnianym skrawku obcej ziemi, nie noszącym żadnego widomego znaku, że owo miejsce – to mogiła polskiego żołnierza-tułacza.
Ich wszystkich czcimy poprzez uroczystości, celebrowane przy Grobie Nieznanego Żołnierza - i przy innych monumentach.
Od ostatniej wojny światowej minęło z górą siedem dekad. Obecnie przedstawiciele nowych generacji, które nie doświadczyły okrucieństwa wojny i zbrodniczego postępowania hitlerowskich sił zbrojnych, potrafią zdobyć się na zwyczajne, ludzkie gesty wobec pochowanych w prowizorycznych grobach także żołnierzy niemieckich.
Istnieją specjalne grupy, najczęściej złożone właśnie z młodych historyków i przedstawicieli innych zawodów, które w zgodzie z wszelkimi prawnymi unormowaniami odszukują – miedzy innymi na podstawie wspomnień pierwszych polskich pionierów tej ziemi - różne nieoznakowane, i w istocie całkowicie zapomniane miejsca pochówku członków Wehrmachtu bądź Luftwaffe. Czasem są to zbiorowe mogiły, kryjące prochy wielu poległych.
Dokonuje się ich ekshumacji, a wydobyte szczątki – po wnikliwej analizie znalezionych przy nich przedmiotów, przede wszystkim nieśmiertelników – są identyfikowane. Pozwala to na zawiadomienie stosownych instytucji, a za ich pośrednictwem krewnych owych ludzi. Następnie ekshumowane prochy trafiają na wojenne cmentarze żołnierzy niemieckich.
Nie tak dawno w dawnych Bolesławicach – obecnie znajdujących się już w obrębie miasta – po wielu latach ujawniono, iż z rozbitego w pobliżu wsi niemieckiego samolotu wojskowego jeden z pierwszych, polskich gospodarzy na tym terenie wydobył to, co pozostało po martwym pilocie maszyny.
Kierując się ludzkim odruchem umieścił szczątki w specjalnie wykonanej skrzyni drewnianej i pochował blisko gospodarczej szopy – nie rozgłaszając nadmiernie tego faktu. Najprawdopodobniej czyn ów, dotyczący zwłok wroga, mógłby zostać opatrznie zrozumiany. Lokalizacja grobu miała zapewnić jego odszukanie w przyszłości, bowiem mogiły nie oznaczono żadnym krzyżem ani inną zewnętrzną formą.
Po latach krewni człowieka, który uznał za swój chrześcijański obowiązek dokonać owego pochówku – nie wnikając w to, czy oddaje ostatnią posługę zbrodniarzowi, czy tylko jednemu z wielu młodych ludzi, uwikłanych w wojnę – przekazali swoją wiedzę na temat istnienia grobu specjalistycznej grupie, przeprowadzającej ekshumacje.
Informacje okazały się nie tylko prawdziwe, ale także precyzyjne. Co prawda szopa stanowi dzisiaj zbiór gruzów - ale to wystarczyło, by po usunięciu bujnych zarośli odkopać resztki drewnianej skrzyni ze szczątkami pilota.
Po siedemdziesięciu latach zostały one zidentyfikowane i trafiły na wojenny cmentarz żołnierzy niemieckich… RIP